Mariupol
Legimi
Określane neologizmem „pełnoskalowe” (po ukraińsku: pownomassztabne) wtargnięcie wojsk rosyjskich do Ukrainy 24 lutego 2022 roku to tylko kolejna odsłona, kolejna faza wojny, którą Rosja prowadzi przeciwko Ukrainie od 2014 roku. Wojna składa się z bitew. A częścią czego jest wojna? Na pewno walki, konfliktu. Tak jest i w tym przypadku. Rusini (obecni Ukraińcy) wyhodowali na swoim łonie żmiję – Księstwo Moskiewskie, które, posługując się od zarania swoich dziejów po dzień dzisiejszy tylko trzema narzędziami (kłamstwo, przemoc, korupcja) najpierw ukradło Rusinom nazwę (i stało się Rosją) i wiarę, następnie zechciało ograbić ich jeszcze z języka, tożsamości narodowej i dziedzictwa kulturowego. Rosja to bez Ukrainy „niedoimperium”, dlatego z ogromną wściekłością i nienawiścią Moskale (historyczna nazwa mieszkańców Księstwa Moskiewskiego) niszczą od prawie czterystu lat (właśnie, zatem nie od 2014 roku) wszelkie przejawy niezależności Ukraińców. Moskiewski imperializm, russki mir – stały się symbolem gwałtu, pożogi, ludobójstwa, terroryzmu i barbarzyńskiego niszczenia wszelkich dóbr materialnych: domów, fabryk, szkół, szpitali, zabytków kultury. „Mariupol” jest powieścią o niszczeniu Ukrainy przez Moskali. O ścieraniu z powierzchni ziemi, które trwa od czasów Bohdana Chmielnickiego do czasów Wołodymyra Zełenskiego. Obie te postacie są symboliczne. Dla niektórych Chmielnicki był zdrajcą, dla innych – bohaterem. Podobnie jak Zełenski. Albo charyzmatyczny przywódca, albo rosyjskojęzyczny komik-ukrainofob. „Mariupol” jest dedykowany żołnierzom pułku „Azow”. Mężczyznom bohaterskim, niezłomnym. A w tle miłość i liczne tabu prawdziwych ukraińskich mężczyzn: zdrada, kalectwo, porzucenie, łzy, samotność, depresja, przyjaźń, nienawiść, a nawet potrzeby fizjologiczne, w tym seks. I miłość. W „Mariupolu” miłość to głównie też tabu. I ta zabroniona, i ta wstydliwa, i ta szalona, i ta skradziona, i ta prawdziwa, w końcu – ta zwykła, konwencjonalna (o ile takowa istnieje).
49.99 PLN