Gra

Gra

Legimi

  Anita zdecydowanie igra z losem! Wyjazd na Wyspy ma być spełnieniem marzeń o wielkiej przygodzie. Jej nowi pracodawcy sprawiają wrażenie idealnej rodziny bogatej, miłej i szczęśliwej. Wkrótce, okazuje się jednak, że rzeczywistość jest zupełnie inna, a pod płaszczykiem serdecznych uśmiechów i uroczych komplementów kryje się wiele tajemnic. W drodze do poznania prawdy przyjdzie jej zmierzyć się z konsekwencjami swoich decyzji. Jak skończy się ta gra, w której nie wiadomo, kto tak naprawdę rozdaje karty? Przekonajcie się sami.....    PROLOG 1 Piątek – Zuzanna, ty wariatko! Nie pójdę z tobą do wróżki. Przecież to jedna wielka ściema i one zazwyczaj oszukują swoich klientów. Chcesz, by ktoś cię oszukał? Na serio, masz zamiar wydać kasę na takie byle co? – Co się tak wściekasz? Ja też zwykle nie wierzę w takie czary-mary, ale akurat ta kobieta nie ściemnia. Moje koleżanki z pracy u niej były i obu spełniło się to, co im przepowiedziała. Anita, proszę cię, chodź ze mną! – Nie ma mowy! Nie będę trwonić pieniędzy na pierdoły. Wiesz, że teraz każdą złotówkę oszczędzam na wyjazd. – Wiem i dlatego bardzo chętnie zapłacę za ciebie, tylko pójdź tam ze mną! – A sama nie możesz? – Nie, sama nie pójdę, wstydzę się. Z tobą będzie mi raźniej. No, nie bądź jędzą i pomóż koleżance w potrzebie. Dobija mnie ta niewiedza… Moja kobieca intuicja podpowiada mi, że Wojtek mnie zdradza. Muszę to sprawdzić, bo inaczej będę się zadręczać. Na tę rewelację ponownie wybuchłam śmiechem. – Zuzanna, po raz drugi: co ty wygadujesz? Bój się Boga! Przecież Wojtek świata poza tobą nie widzi. Jest w tobie zakochany jak szaleniec. – To się jeszcze okaże – mruknęła moja zawzięta przyjaciółka i zmrużyła oczy. Kiedy jej na czymś naprawdę zależało, potrafiła być namolna do granic rozsądku. Wiedziałam, że mi nie odpuści i że będę musiała pójść z nią do tej wróżki. Wciąż jednak nieśmiało się broniłam przed tym wypadem, bo wydawał mi się co najmniej dziwaczny. – Lepszym pomysłem byłoby zgłosić się do profesjonalnej agencji detektywistycznej. Ja wiem, że to jest droższa opcja, ale z pewnością śledztwo będzie rzetelniejszą metodą zweryfikowania ewentualnej winy, popartą twardymi dowodami, a nie jakimiś wymysłami… – No, prawie mnie przekonałaś, ale… Zróbmy tak: pójdziemy razem do wróżki i zobaczymy, co mi powie. Jak się dowiem, że mnie mąż zdradza, to zatrudnię detektywa. A jak nie, to chociaż się nie wygłupię. – Zuza, przecież to medium może się mylić! Jeśli rzeczywiście podejrzewasz Wojtka o zdradę, to powinnaś poprosić o pomoc profesjonalistę. – Dobrze, pójdę do detektywa, obiecuję, ale chodźmy najpierw do wróżki. Proszę cię! Tak strasznie mi na tym zależy.   Wiedziałam, że Zuzanna nie da mi spokoju, będzie tak długo wiercić mi dziurę w brzuchu, aż wreszcie dopnie swego. Gdyby nie fakt, że jest moją najlepszą przyjaciółką, to w ogóle bym z nią nie rozmawiała na ten temat. Ale od czego ma się przyjaciół, w końcu to ich poznaje się w biedzie. – Dobra pójdę z tobą, ale wiedz, że robię to bardzo niechętnie. – Dzięki, kochana jesteś. Wiedziałam, że się zgodzisz. Wizytę mamy umówioną za godzinę. – Co?! I dopiero teraz mi o tym mówisz?! – Z jednego powodu: byłam pewna, że będziesz ściemniać, gdy zacznę nas umawiać na wizytę. I tym samym będziesz mieć okazję, by przedłużać to w nieskończoność, a ja jestem strasznie ciekawa. Roześmiałam się, ponieważ wiedziałam, że pewnie tak właśnie by było. Siedziałyśmy w pięknie urządzonym salonie należącym do Zuzanny i jej męża Wojtka. Mieli piękne duże trzypokojowe mieszkanie na jednym ze strzeżonych warszawskich osiedli. Bardzo mi się u niej podobało, ale choć moja malutka kawalerka była w rozmiarze jej salonu, miała swój urok. Stare polskie porzekadło mówiło: „ciasne, ale własne”. I ono sprawdzało się w mojej sytuacji. Wolałam swoje, choć małe, niż cudze, ale wynajęte. Moja przyjaciółka zadzwoniła wczoraj wieczorem i zaprosiła mnie dzisiaj do siebie na kawę i plotki. Prosiła także, bym zarezerwowała dla niej kilka godzin. Jak się okazało, miała ku temu ważny powód. – Niech będzie, ale nawet mi nie mów, ile kosztuje taka przyjemność… – mruknęłam. Wzruszyła ramionami i położyła palec na ustach. Ja tymczasem wciąż byłam zirytowana faktem, że moja twardo stąpająca po ziemi przyjaciółka dała się tak łatwo omamić jakiejś szarlatance i że jeszcze za tę usługę trzeba było zapłacić. I to niemało, jak mniemałam. – Spokojnie, powiedz mi, co dokładnie wiesz na jej temat. Co mówiły o niej twoje koleżanki z pracy, te, które u niej były? – Kaśka z księgowości… Pamiętasz? Mówiłam ci o niej. W każdym razie ona w dniu swoich osiemnastych urodzin odkryła, że została adoptowana. Nikt jej nie chciał nic powiedzieć na temat jej biologicznych rodziców, więc Kaśka poszła do wróżki… Powiedziała mi, że to, czego dowiedziała się o swojej przeszłości, było całą prawdą. Nie chciała mówić o szczegółach, bo to były jakieś bolesne wspomnienia, ale zarzekała się, że to były takie tajemnice, których nie dało się wydedukować. Bo wiesz, czasami mówi się, że te wróżki to po prostu świetne obserwatorki, a nie jakieś tam medium. No, ale wracając do tematu… Kaśka mówiła też, że jeśli chodzi o przyszłość, to część się spełniła, część nie.  – Ha, widzisz! Zepsuty zegar dwa razy na dobę wskazuje dobrą godzinę – bąknęłam. – Tak samo działają takie wróżki. Ech, naprawdę się dziwię, że nie szkoda ci czasu i pieniędzy na takie bzdury. – Och, no, nie marudź już. Potraktujmy to jako taką moją fanaberię i już nie rozważajmy, czy warto, czy nie warto. Możesz do tego podejść jak do nowego doświadczenia, przygody albo rozrywki. Tak więc ja na twoim miejscu, Anita, pomyślałabym już teraz, o co ją zapytać. – Wydaje mi się, że lepiej będzie, jeśli jej nie będę o nic pytać. Skoro ta wróżka ma dar jasnowidztwa, to sama będzie wiedziała, co mi powiedzieć. I tu cię proszę o jedno, Zuza, nie pytaj od razu, czy mąż cię zdradza. Niech ci sama powie, co widzi w swojej kryształowej kuli… Zaczęłyśmy się śmiać jak szalone. – To mogę ci obiecać. Wypiłyśmy nasze pyszne macchiato i zaczęłyśmy się zbierać na spotkanie. Windą zjechałyśmy na poziom minus jeden, gdzie na podziemnym parkingu stało czerwone auto mojej przyjaciółki. Wsiadłyśmy do jej cuda na czterech kółkach i ruszyłyśmy. Zuzanna sprawnie kierowała, mknąc na zachód Warszawy. Miałyśmy szczęście, że po drodze nie było korków i zaskakująco szybko dotarłyśmy na miejsce. Po dwudziestu minutach Zuza parkowała już swoje renault przed starą poniemiecką kamienicą. Cała dzielnica wyglądała dla mnie co najmniej podejrzanie, ale co się dziwić, skoro właśnie zmierzałyśmy do domu wróżki. – Nawet się nie odzywaj… – Zuzanna spojrzała na mnie uważnie. – Nie zamierzam – burknęłam, choć tak naprawdę liczyłam jeszcze, że uda mi się odwieść ją od tego idiotycznego pomysłu. Westchnęła jednak tylko. Otworzyłam duże ciemne drzwi i weszłyśmy na klatkę schodową. Podłoga była zrobiona z drewnianych klepek i przy każdym ruchu wydawała charakterystyczny dźwięk, a ściany już od dawna prosiły się o malowanie, bo farba odchodziła z nich płatami. Krótko mówiąc – obraz nędzy i rozpaczy. Z każdym kolejnym krokiem czułam się tam coraz bardziej nieswojo. – Które to mieszkanie? – Numer dwa. Podeszłyśmy do drzwi, a ja dziękowałam w duchu, że nie musimy wędrować po schodach, bo pewnie były w równie kiepskim stanie jak wszystko wokół. W momencie, w którym chciałam zapukać, otworzyły się drzwi i zobaczyłyśmy w nich młodą kobietę ubraną w białą koszulę i ołówkową czerwoną spódnicę. Obie z Zuzanną zdębiałyśmy na jej widok, bo po pierwsze, była za młoda, jak na wróżkę (wyglądała na jakieś trzydzieści lat), a po drugie, nie prezentowała się jak typowa przedstawicielka tej profesji. Spodziewałyśmy się raczej kogoś przypominającego Cygankę w zwiewnej, kwiecistej sukience,  a przed nami stała nieznajoma o aparycji asystentki prezesa w dużej firmie. Na twarzy miała dyskretny makijaż, włosy związane w elegancki kok. No i ten jej strój… – Przepraszam – odezwałam się w końcu. – Pewnie pomyliłyśmy numer mieszkania. – Nie wydaje mi się. Panie Zuzanna i Anita. Jesteście umówione ze mną na godzinę siedemnastą. – Odsunęła się, by nas wpuścić. – Proszę wejść. Wymieniłyśmy zdziwione spojrzenia, ale bez słowa weszłyśmy do środka. Przedpokój był pomieszczeniem w kształcie kwadratu, urządzonym w odcieniach bieli i szarości, dzięki czemu wydawał się większy, niż był w rzeczywistości. Białe meble i gustowne dodatki robiły niesamowite wrażenie, szczególnie że stanowiły kontrast z obskurną klatką schodową. Wystrój pasowałby raczej do nowoczesnego biura, a nie do domu wróżki, ale mogłam się nie znać. W końcu ani w jednym, ani w  drugim nie miałam okazji wcześniej przebywać. Może nawet byłam uprzedzona, bo znowu moja wyobraźnia podpowiadała mi jakieś szalone wizje – mroczną scenerię, oświetlaną tylko blaskiem rozstawionych wszędzie świec, no i obowiązkowo przechadzającego się czarnego kocura… – Witajcie, jestem Sylwia. Bardzo was proszę, rozgośćcie się, powieście swoje rzeczy w szafie. Czy któraś z was chce skorzystać z łazienki przed rozpoczęciem seansu? – Nie, nie ma potrzeby. – Obie byłyśmy zgodne w tym temacie.  – Doskonale. Która chce wejść pierwsza? – Ja – powiedziała pewnie moja ciekawska przyjaciółka. – Świetnie. Bardzo proszę, usiądź i poczekaj na swoją kolej. Sylwia wskazała mi biały fotel stojący w rogu przedpokoju.   Usiadłam, a torebkę ułożyłam sobie na kolanach. Po chwili uśmiechnęłam się pod nosem, bo nie mogłam pozbyć się wrażenia, że jestem w poczekalni u lekarza, choć na widok tej kamienicy spodziewałam się raczej pijackiej meliny. Cóż, widać naprawdę guzik wiedziałam na temat wróżek i na dodatek byłam uprzedzona. Mieszkanie musiało być wygłuszone, ponieważ gdy tylko za moją przyjaciółką zamknęły się drzwi pokoju usytuowanego naprzeciwko drzwi wejściowych, nic więcej nie słyszałam. Nie próbowałam nawet spekulować, ile może potrwać taki seans. Wyjęłam telefon z torebki i połączyłam się ze swoją pocztą na Gmailu. Z radością odkryłam, że czekał na mnie e-mail z mojej agencji pracy. Otworzyłam go szybko, z wypiekami na twarzy.   Witam serdecznie, Pani Anito, w odpowiedzi na Pani aplikację, wysłaną do naszej agencji dwa tygodnie temu w związku z poszukiwaniem pracy na stanowisku opiekunki do dziecka/dzieci, spieszymy z informacją, że Pani kandydatura wzbudziła zainteresowanie brytyjsko-francuskiej rodziny, zamieszkującej w  Londynie. Państwo Marlowowie są szczęśliwymi rodzicami dwójki dzieci w wieku cztery i osiem lat. Jest to oferta tzw. live-in. Będzie Pani miała do dyspozycji auto oraz pokój wraz z prywatną łazienką. Pani obowiązki będą polegały na opiece nad dziećmi. W załączniku znajduje się szczegółowy zakres obowiązków. Wynagrodzenie miesięczne proponowane przez rodzinę to dwa tysiące funtów. Wręczane w gotówce każdego pierwszego dnia miesiąca. Oferta zatrudnienia jest ważna od teraz, a rodzinie zależy na tym, by jak najszybciej kogoś znaleźć. W związku z tym bardzo proszę o informację, czy jest Pani zainteresowana tą ofertą. Jeśli się Pani zdecyduje, skontaktujemy się z Panią w celu ustalenia szczegółów. Z poważaniem, Zofia Nowińska....  

24.99 PLN

Podobnie jak produkty