W końcu nauczyć się żyć
Legimi
Wywiad Jeana Birnbauma z Jacques’em Derridą, który ukazał się w dzienniku „Le Monde” dziewiętnastego sierpnia 2004 roku pod tytułem Toczę wojnę z samym sobą (Je suis en guerre contre moi-meme), był ostatnią opublikowaną za życia wypowiedzią filozofa. Niecałe dwa miesiące później, dziewiątego października, Derrida już nie żył. Tekst, uzupełniony o niewielkie fragmenty, wcześniej z niego usunięte, ukazał się następnie w wersji książkowej jako W końcu nauczyć się żyć. Od początku obydwu rozmówcom towarzyszyła myśl o złym stanie zdrowia filozofa. Rok wcześniej u Derridy zdiagnozowano raka trzustki, chorobę, która doprowadziła do śmierci jego ojca, a która teraz także u niego zaczynała dawać o sobie znać w coraz dokuczliwszy sposób. W tych okolicznościach odpowiedzi udzielane na pytania dziennikarza nieubłaganie nabierały cech testamentu, ostatnich wskazówek, jakich na temat lektury swojego dzieła dostarczał umierający. Kurcząca się nagle ilość dostępnego czasu skazywała na pośpiech, kazała mu destylować z ogromnego korpusu swoich prac pojedyncze hasła, ale przede wszystkim zachęcała do tego, by wreszcie otwarcie nazywać materię, z jakiej zrobione było całe jego myślenie, by wprost wskazać najważniejszy temat, z jakim chciałby nas zostawić. Tematem tym, na przekór posępnym okolicznościom, a także ku zdziwieniu tych, którzy utożsamiali dekonstrukcję z pochwałą tekstualnych gier, nie były żadne kojarzone z nią quasi-pojęcia w rodzaju „różni”, „parergonu” czy „suplementu”, ale zupełnie bezceremonialnie – było nim życie. Nieodległa historia znała przykłady filozofów, którzy w ostatnich pracach ujawniali witalistyczny idiom, jak stało się to udziałem Foucaulta czy Deleuze’a, innych najważniejszych postaci francuskiej filozofii tamtego pokolenia, żegnanych notabene przez Derridę w poświęconych im tekstach nekrologach3. O ile jednak w przypadku obydwu wymienionych zwrot ten wyrastał w różny, choć wyraźny sposób z tradycji Lebensphilosophie, zwłaszcza w jej nietzscheańskim lineażu rozwijającym greckie wątki filozofii, źródła kategorii „życia” u Derridy pozostawały odmienne. Sekretnie modelował je bowiem idiom nieortodoksyjnej myśli żydowskiej, upominającej się tym samym o inne życie i inny witalizm niż ten, który znała grecka filozofia. Jeśli znakiem firmowym dekonstrukcji stało się komplikowanie binarnych opozycji metafizyki, w kręgu zainteresowania Derridy musiała znaleźć się również ta para przeciwstawianych sobie pojęć: „życie” i „śmierć”. Choć zauważa się zwykle, że analizy ich wzajemnych relacji stanowią jeden z ważniejszych i najbardziej charakterystycznych wątków jego późnych prac, przeocza się zazwyczaj, że zainteresowanie nimi datować trzeba na czas dużo wcześniejszy. Wątek żałoby pojawi się w Glas (tu pogrzebowo rozbrzmiewa nawet tytuł, Podzwonne), a więc już w 1974 roku, kiedy Derrida właśnie związkom życia i śmierci poświęci też swoje seminarium. Podważenie biegnącej między nimi granicy zasygnalizuje samym, ustanawiającym ich zrost, zapisem tytułu: „życiośmierć”. Z posłowia tłumacza, Piotra Sadzika *** W końcu naczyć się żyć to w życiu Jacquesa Derridy wywiad ostatni i traktujący o rzeczach ostatnich: o życiu, śmierci, życio-śmierci i przeżyciu. Derrida przedstawia siebie jako myśliciela przeżycia (survie), tym samym dystansując się do tradycji filozoficznej, którą określił platoński imperatyw melete thanatou, czyli nauki umierania. Derrida staje po stronie życia jako przeżycia, które nieustannie musi zmagać się ze śmiercią, utratą i żałobą, ale póki przeżywa – nie poddaje się i nie przyjmuje Heideggerowskiego wyroku bycia-ku-śmierci jako dydaktycznego autorytetu. Życie określone przez survie jest skończone, ale nie definiuje się przez swój kres: jest pełnoprawnym życiem, pomimo tego, że nie może liczyć na nieśmiertelność. W istocie w ogóle się nie definiuje: życia nie sposób się nauczyć. Stąd, jak zawsze u Derridy, subtelna zabawa słowna w tytule: życie można by ogarnąć tylko „w końcu”, a więc wtedy, gdy już zabraknie ucznia. W ten sposób tworzy Derrida nowy, skromnie witalistyczny typ mądrości w stylu nowoczesnej docta ignorantia: nawigując między od zawsze umierającą filozofią (od Platona do Heideggera) a chrześcijańską obietnicą życia wiecznego, Derrida kreśli trzeźwą pochwałę życia skończonego, które nie pojmuje się przez pryzmat własnego kresu, lecz pozostaje otwarte, niedokończone i niewyuczalne – aż do samego końca. Piotr Sadzik, tłumacz i autor posłowia, znakomicie wychwycił wszystkie elementy Derridiańskiej „uczonej niewiedzy”, która odsłania nam inne, dotąd w Polsce nieznane oblicze twórcy dekonstrukcji: myśliciela, który tym razem zmaga się z tekstem własnego życia. Agata Bielik-Robson
40.00 PLN