Nawia - W Świecie Dusz

Nawia - W Świecie Dusz

Legimi

Patrząc na świat z góry, można by uznać, że siła człowieka wynika z wielkości jego populacji. Ten świetnie zorganizowany tłum stale napędza własny postęp i tylko on potrafi za nim nadążyć. Jako jednostki czujemy się słabi, obawiamy się odrzucenia i przeraża nas wizja utraty tego, co udało się nam zdobyć. Wszelkie dobra i wygody, do których tak przywykliśmy, dają nam jednak tylko chwilowe poczucie spełnienia. Są jedynie namiastką tego, na czym tak naprawdę nam zależy. Rekompensują nieustanne poświęcenie, oferując w zamian substytut komfortu, niezbędny do regeneracji przed kolejnym wysiłkiem. Pozorna oszczędność czasu w rzeczywistości zabiera nam go jeszcze więcej. Lepsze auta pozwalają pędzić szybciej, a komputery liczyć sprawniej. Telewizyjne ekrany mówią o tym, co dzieje się za oknami. Urządzenia wprowadzają nas w świat cyfrowej rozrywki, na którą zmęczeni często nie mamy nawet siły. Pragniemy nowszych i droższych gadżetów, codziennie słuchając o tym, jak bardzo są przydatne i jak mocno zabarwią otaczającą nas szarość, z którą tak ciężko się pogodzić. Zdobywamy je, pracując ciężej i oddając jeszcze więcej energii, ciągle wracamy do tego samego bezbarwnego punktu. W efekcie, gdy sprzątają za nas maszyny, my symulujemy życie, naciskając klawisze kontrolerów. Rozmawiamy z bliskimi przez komunikatory, zapełniając chęć wspólnych spotkań. Dołączamy do wirtualnych grup, kreując w nich swój sztuczny wizerunek na wzór podziwianych. Zamknięci w ciasnych ścianach mieszkań, dekorujemy je obrazami natury i wdychamy woń chemicznych odświeżaczy, dając sobie pozorne poczucie bliskości tego, co sami porzuciliśmy. Stale zaklejamy plastry na coraz bardziej bolesne rany, rozpaczliwie poszukując poczucia, że w tym szaleństwie, jesteśmy chociaż trochę normalni. Korzystamy z wszelkich wynalazków, które dają nam oszczędność czasu i poświęcamy go na to, co pozwala intensywnie nadrobić utraconą przyjemność. Nie potrafimy jednak zagłuszyć myśli, że coś w naszym rozwoju poszło nie tak…, że jako ludzie wszyscy gdzieś zabłądziliśmy. W którymś momencie naszej historii przestaliśmy się skupiać na własnym bezpieczeństwie, wybierając w zamian technologię i jej obciążające zdrowie i psychikę innowacje. Ten zepsuty przez nas świat przyjęliśmy jako stan wyjściowy i zamiast go naprawiać, niszczymy bardziej, znajdując w nim zamienniki tego, co nam odebrał. Zaślepieni ponurą codziennością, gonimy za czymś, co w rzeczywistości niemal przestało dla nas istnieć – za prawdziwym szczęściem. Zmuszeni do nieustannej rywalizacji, uciekamy do podstępów. Wystraszeni utratą bezpieczeństwa stwarzamy zagrożenie innym. Pod pozorem wykonywania własnych obowiązków, odbieramy dobytki słabszym, gromadząc coraz więcej na wypadek, gdyby ktoś silniejszy zechciał odebrać je nam. Będąc skrzywdzeni, sami łatwo krzywdzimy. Żyjemy jutrem, zagłuszając własne sumienie chcące skarcić nas za wczoraj. Spełnienie jest więc dziś niczym więcej jak ukojeniem cierpienia wywołanego przez wcześniejsze poświęcenie. W zamian za to jesteśmy gotowi oddać niemal wszystko, co nam pozostało. Zdesperowani porażkami szykujemy grunt naszym dzieciom, w nadziei, że lepiej od nas wykorzystają swoją szansę. Zazwyczaj właśnie to na starość nazywamy swoją misją… Czy rzeczywiście jest to jedyna droga? Gdzieś pod tymi wszystkimi warstwami toksycznych farb i sztucznie wytworzoną szarością wciąż przecież istnieje ta sama piękna paleta barw, którą dała nam natura. Oddalaliśmy się od niej przez wieki, będąc zastraszani i okłamywani. Zmuszani do ciągłych walk i kłótni, dusiliśmy w sobie pierwotne, instynktowne pragnienia, na rzecz nabytych, równie fałszywych, jak współczesny tryb życia. Budowaliśmy w sobie obraz przeciwników czyhających na nasze dobro, pozbawiając się go sami. Poczuliśmy się częścią tej ciemności, którą wytworzył postęp, zapominając, że istniejemy wyłącznie dzięki światłości, będącej źródłem wciąż otaczającego nas piękna. Przychodząc na świat, nie musimy się nad tym zastanawiać. Bezbronni, ufni i ciekawi życia, odkrywamy je w przekonaniu, że już zawsze przynosić nam będzie ten sam zachwyt i ekscytację. Przez ten krótki czas jesteśmy całkowicie wolni, w swoich pierwszych latach, często wiemy o sobie więcej niż na starość. Nabywając wiedzę, stopniowo porzucamy wrodzone wartości. Uczymy się strachu, poznajemy dzielące nas różnice i pogłębiamy je, starając się uchronić przed złem. W braciach zaczynamy dostrzegać przeciwników i w coraz większym stopniu skupiamy się na wzajemnej rywalizacji. Wciąż jednak nosimy w sobie zapomniane dobro, pozwalające nam żyć w zgodzie. Skupieni na różnicach, zapominamy o tym, co łączy. Przecież każdy z nas równie mocno potrzebuje bliskości, zdrowia i bezpieczeństwa, których wcale nie musimy wyrywać sobie nawzajem. Nadal wolimy wspierać niż przeszkadzać, łatwiej jest nam uspokajać niż wzbudzać lęk i w dalszym ciągu cudze szczęście może wywoływać nasze własne. Niezależnie od toczących się konfliktów, głęboko w sobie wszyscy pragniemy zgody. Pamiętajmy o tym, bo nie nasza liczebność, a to, co nas do siebie w niej zbliża, jest największą siłą człowieka – tą, z którą od tysięcy lat walczy jego materialny rozwój. Opierając się na bliskości, nie musimy być częścią skaczącego sobie do gardeł tłumu stale mówiącego o tym, co można stracić, będąc innym, i co należy poświęcić, żeby osiągnąć spokój. Nie musimy być jednostkami pędzącymi za spełnieniem, a możemy się spełnić, stanowiąc jedność. Przedstawiona w tej powieści potęga dawnych bogów, jest metaforą rozwijających się w nas cech. Poznaliśmy swoje ciemne oblicza, napędzane przez pychę, mściwość i nienawiść. Będąc lustrzanym odbiciem swoich poprzedników, regularnie krążymy po ścieżce, którą wydeptywali. Pochłonięci nieustanną rywalizacją, nosimy i rozwijamy w sobie cząstkę Welesa, Peruna i Swaroga, zapominając przy tym, że każda z nich pochodzi z tych samych pragnień i obaw. Przekonani, że cel uświęca środki, nosimy w sobie ciemność w imię jasności, złem próbujemy zwalczać zło i nieustannie staramy się odnaleźćwe własnym zagubieniu. Poszukujemy swojej wolności w jej braku, podczas gdy jej źródło znajduje się w nas samych. Podobnie, jak bohater Nawii, wcale nie musimy widzieć wrogów w braciach. Nie potrzebujemy stawać się silniejsi, żeby lepiej się bronić, ani odbierać wolności w imię własnej. Odnajdując wewnętrzny spokój, tak jak on, zrozumiemy, że wszyscy w duchu jesteśmy tacy sami. Wycisz się więc. Nie przejmuj się przez chwilę groźbami tej rozpędzonej gromady i ugaś lęk, który w Tobie wytworzyła. Chociaż nie jest to łatwe, usłysz w końcu siebie – swoje podświadome przekonanie, że jesteś inny, znacznie lepszy od tego, za kogo Cię uważają na zewnątrz. Posłuchaj wewnętrznego głosu, który coraz częściej namawia Cię na zmianę. Zaufaj mu i spraw, żeby stał się głośniejszy…, niech ten szept zamieni się w krzyk. On jest w Tobie, zawsze był. Wcale nie musisz dłużej go tłumić, pozwól więc, żeby dał Ci siłę i pokierował do miejsca, za którym tak bardzo tęsknisz. Każda chwila, którą tu spędzamy, jest szansą na naprawienie dawnych błędów i świata, który zastaliśmy. Porzućmy więc ograniczenia prowadzące nas jedynie do wykorzystywania i bycia wykorzystanym. Uwierzmy we własne znaczenie i przestańmy pozwalać na ogłupianie się, ratujmy, zamiast poświęcać, walczmy o siebie, a nie o coś. Nie urodziliśmy się po to, żeby być ofiarami cudzych decyzji, i wcale nie musimy być ich przykrymi konsekwencjami. Zejdźmy z tej wydeptanej ścieżki i odnajdźmy siebie. Wspólnie mamy szansę stać się punktem zwrotnym, dającym życie, które dawno temu straciliśmy.

25.00 PLN

Podobnie jak produkty